Archives

Czocha

15.02.2007-19.02.2007
0032 H016

W roku 2007 Walentynki wypadały trochę ni w ząb, bo w środę. Ale z ukochaną je spędzić musiałem, więc do Jaworzna z kwiatkami przytruchtałem, a na dzień następny wycieczka-niespodzianka. Wczesnym ranem wyruszyliśmy na zachód. Wczesnoporanne zimowe mgły otuliły nas pod zamkiem Grodziec (którego piękna z powodu mgły, zimna i wczesnej pory docenić w pełni nam się nie udało).


W dalszym ciągu bez zdradzenia celu w końcu podjechaliśmy pod zamek Czocha. I jakież było zdziwienie,
że ten obiekt będzie nas przez kilka następnych nocy gościł. A naprawdę chodzenie po nocnych ledwo oświetlonych salach i korytarzach (bo część hotelowa obejmowała większość zamku – w części muzealnej były bodaj 4 komnaty), wspinanie się na wieżę i odkrywanie różnych nowych zaułków stanowiło nie lada atrakcję.


Malowniczy zamek oraz jego najbliższe otoczenie, a także niezupełnie zimowa (bo przepiękna) pogoda sprzyjały krajoznawczym spacerom i wycieczkom. Najdłuższą (dodatkowo wydłużoną „dzięki” mojemu błędowi w nawigacji) wyprawą był spacer brzegami Jeziora Leśniańskiego, następnie przełomem Kwisy do zapory na Jeziorze Złotnickim. Powrót miał nastąpić drugą stroną rzeki, ale jakoś się wszystko pozajączkowało i dalej radośnie sobie szliśmy na wschód, a po zauważeniu pomyłki i dotarciu do cywilizacji (w postaci drogi gminnej w okolicach wsi Zapusta) okazało się, że do Czochy mamy jakieś 11 km (ach te czasy przed GPS-em). Na szczęście znalazł się dobry ludek, który nas na stopa dowiózł do Leśnej, a dalej to już pestka.


Innym razem wybraliśmy się na zamek do Świecia. Bynajmniej nie tego krzyżackiego, ale około 8 km od Czochy. I nie całkiem zamek, ale dość pokaźne jego ruiny. I tym razem nie piechotą…


Walentynkowy wyjazd do Czochy powoli przechodzi do historii. Z perspektywy czasu (zapis dokonywany 10 lat po wyprawie) zamek w Czosze był jednym z naszych najprzyjemniejszych lokum. Ale zanim zaczniemy rozpamiętywać jeszcze trzeba wrócić do domu. A że tak daleko na zachód wybyliśmy to może do sąsiadów zajrzymy? Co prawda odwiedziny Czech nie są dla nas jakimś wielkim wydarzeniem, ale zwiedzenie Frýdlantu, a następnie zamku (wtedy jeszcze dość zapuszczonego) Grabštejn troszkę nam tamten nieznany rejon przybliżyło. Do Polski zawitaliśmy ponownie na baaardzo krótką chwilę – prosta aleja Trzech Państw doprowadziła nas do „Trójstyku” – spotkania granic Polski, Czech i Niemiec. I w ten sposób moja stopa po raz pierwszy na niemieckim terytorium stanęła. A po tym było jeszcze dreptanie w Zittau, Görlitz i nocne Opole.




⇐ Świerklaniecki park 2007
⇒ Szanty w Krakowie 2007

Świerklaniec

04.02.2007
0031

W ramach poszukiwań miejsca na ślub (choć o ile się nie mylę „nasze” miejsce już było zabukowane) dotarliśmy do „Pałacu Kawalera” w Świerklańcu. Szkoda, że z imponującego założenia pałacowego pozostały tylko oficyna i park… A wracając podjechaliśmy popodglądać samoloty w Pyrzowicach.



⇐ Sylwester w Słowackich Tatrach 2006
⇒ Walentynki na Czosze 2007

Tatranská Štrba

30.12.2006-05.01.2007
0030 H15

Po ubiegłorocznym niezbyt udanym lokalu sylwestrowym zdecydowałem teraz znaleźć pewniaka. Recepta? Szukać wcześniej i nie patrzeć się tylko na kasę ;). No i coś tam znalazłem – pojechaliśmy do Słowackich Tatr do hotelu „Rysy” w Tatrzańskiej Szczyrbie. Bardzo zacny obiekt, choć towarzystwo (szczególnie na imprezę sylwestrową) takie sobie – głównie goście zza naszej zachodniej granicy w wieku emerytalnym i paru ze wschodu, ale nie wyprzedzajmy wydarzeń.
Jednym z czynników, które miały wpływ na decyzję był fakt własnego „przyhotelowego” stoku – właściwie trochę dłuższej oślej łączki, ale za to bez tłumów i od rana do wieczora dostępnej. No i te widoki…

D02 31.12.2006

Przyjazd w przeddzień Sylwestra nastąpił wieczorem, więc czas spędzony stacjonarnie. Za to już od rana ostatniego dnia roku przecieraliśmy szlaki na naszej górce. Nie obyło się bez przygód w postaci awantury przy wyciągu obywatela byłego ZSRR i naszego rodaka (pamiętne „Ubiju czorta) Później wspomniana wcześniej impreza sylwestrowa pod znakiem „tatrzańskich czajów” i przebojów rodem z bawarskiej wsi (dopiero po północy polska opcja młodzieżowa się ujawniła i nawet DJ trochę się dostosował).

D03 01.01.2007

O Nowym Roku za bardzo nie ma co pisać… Po pierwsze trzeba było odespać, po drugie odchorować ;).

D04 02.01.2007

Nowy dzień w Nowym Roku i nowe siły. Dziś też narty, ale w Szczyrbskim Plesie. Autkiem na parking zbiorczy, a później skibusem. Trasa spod Soliska zapewniała przyjemną i długą jazdę i piękne widoki. A po szusowaniu spacer pod skocznie, później powrót do hotelu i ponowne szusowanie do 21-szej w świetle lamp.

D05 03.01.2007

Ale z nas wtedy maniaki nart były. 3-go stycznia znów na stok. Tym razem zmieniliśmy trochę porę roku jadąc na drugą stronę kotliny w Kozie Grzbiety do Snowparku Lučivná. I tu znów mały incydent – kolizja Mychy z pewną ofiarą wypinającą się przed końcem wyciągu – i jego następstwo w postaci baaardzo dorodnego siniaka na nodze. A wieczorem dla odmiany bilard w hotelu.


D06 04.01.2007

Już praktycznie ostatni dzień naszego pobytu w górach, a my tylko narty? O nie! Trzeba to zmienić. Wyjeżdżamy rano zębatką do Štrbskiego Plesa, przesiadka na „elektriczkę” do Starego Smokovca i dalej „elektriczką” do Tatrzańskiej Łomnicy… I wszystko byłoby miło gdyby nie to, że na ostatnim etapie nam środek transportu uciekł (bo zły rozkład sprawdziłem). A mamy czekać godzinę na następny kurs to przejdziemy lepiej w tym czasie te 7 km piechotą. I poszliśmy. W Tatrzańskiej Łomnicy wyjechaliśmy sobie kolejką na Skalnaté pleso (Łomnicki Staw) i po krótkim tam spacerze powrót do Łomnicy i już bez przygód pociągami z powrotem do naszej bazy.



D06 04.01.2007

Pora z Tatrami się rozstać. Wyjeżdżamy. Nart nam chyba mało było, to sobie jeszcze po sąsiedzku Lučivnej skorzystaliśmy z krótkoterminowego karnetu w centrum narciarskim Lopušná dolina. A już naprawdę wracając przystanęliśmy jeszcze przy zamku w Kieżmarku, przy naszej ulubionej panoramie na Belianske Tatry w Ždiarze i w Zakopanym (przejeżdżając po drodze przez Murzasichle).




⇐ Targi Ślubne w Chrzanowie 2006
⇒ Świerklaniec 2007

Jastarnia (II – wycieczki)

27.07.2006-06.08.2006
0024 H012

Z 10 dni spędzonych w Jastarni kilka jednak spędziliśmy poza nią ;). Na przykład 30.07. wyruszyliśmy samochodem do Gdańska. Nie wiem, czy specjalnie, czy przypadkiem ale trafiliśmy na Sail Gdańsk – jeden z etapów Międzynarodowego Zlotu Żeglarskiego Baltic Sail. A prócz tego pospacerowaliśmy sobie po Starówce.


Drugiego sierpnia wypożyczyliśmy rowery i skorzystaliśmy z dobrodziejstw ścieżek rowerowych Półwyspu Helskiego. A mianowicie pościgaliśmy się z deszczem na trasie Jastarnia-Kuźnica-Chałupy-Władysławowo-Góra Libek (i brodzenie w piachu).


A dzień później wypłynęliśmy „tramwajem wodnym” do Gdyni, chwilę tam się poszwendaliśmy i takim samym środkiem transportu dostaliśmy się na koniec Półwyspu – do Helu. Tam znowu trochę podreptaliśmy i pociągiem (wstyd się przyznać – na gapę) powróciliśmy do Jastarni.



I wczasy pora skończyć. Do zobaczenia Jastarnio za rok…


⇑ W Jastarni i najbliższych okolicach
⇐ Żagle na Mazurach z Lechem 2006
⇒ I znów Kiczory 2006

Jastarnia (I – na miejscu)

27.07.2006-06.08.2006
0024 H012

Pod koniec lipca rodzice W. zaprosili nas na wspólne wakacje. Oczywiście do ich (i trochę naszej) ukochanej Jastarni. A że na topie w tym okresie była Dorja, to tam spędziliśmy te letnie dni…
Jak Jastarnia to oczywiście plażowanie (w lepszej lub gorszej pogodzie),


spacery bliższe,

i trochę dalsze – na przykład do Kuźnicy i oczywiście do Juraty.



Ale nie tylko w najbliższej okolicy czas spędzaliśmy. Ale o tym już dalej…


⇓ Wycieczki z Jastarni
⇐ Żagle na Mazurach z Lechem 2006
⇒ I znów Kiczory 2006

Mazury (północny szlak) II

01.07.2006-08.07.2006
0023 Ż002
D04 04.07.

Po dość drogiej nocy w Wikingu wypłynęliśmy na Święcajty. Jako że pogoda była podobna do tej z dni poprzednich – żar z nieba i niewiele wiatru – nie płynęliśmy za daleko. Jedynie opłynęliśmy Kalski Róg i zawinęliśmy do znanej nam z poprzedniego roku zatoczki. Pora wczesna, więc dzień spędziliśmy na plażowaniu, obiedzie w Niebieskiej Tawernie i spacerach.

D05 05.07.

Wypoczęci po wolnym dniu byliśmy gotowi na dalsze zmagania się z brakiem wiatru. Jakoś przedostaliśmy się na Mamry, a następnie na wskroś na zachód do Mamerek. Tu zwiedziliśmy bunkry i spłynęliśmy do Węgorzewa, gdzie nam przyjemnie wieczór zleciał.


D06 06.07.

Rano miasto i wypływamy w drogę powrotną. Czas nas trochę goni, więc czasami wspomagamy niedostatki wiatru silnikiem. Ale i tak na wieczór udaje nam się zaledwie doczłapać do Vegi w Harszu

D07 07.07.

Pozostał nam ostatni dzień. Płyniemy prostą drogą na południe. Do Giżycka dotarliśmy późnym popołudniem. Czekając na zielone światło przy obrotowym moście na Kanale Giżyckim jeszcze na chwilkę wyskoczyliśmy na miasto. Po pokonaniu kanału stanęliśmy na ostatnią mazurską noc w giżyckiej Ekomarinie.

D08 08.07.

Dzień zdania łajby. Łezka się w oku kręci, ale laba się skończyła. Pora wracać. W odróżnieniu od roku poprzedniego droga na południe prowadziła prosto bez dodatkowych przystanków i atrakcji.




⇑ Mazury – rejs na północ
⇐ Na szlaku Orlich Gniazd (Mirów-Bobolice) 2006
⇒ Wakacje w Jastarni 2006

Mazury (północny szlak) I

01.07.2006-08.07.2006
0023 Ż002
D01 01.07.

Po roku wróciliśmy na jeziora. Tym razem załoga składała się ze mnie (jako Kapitana), Mychy (jako majtka), Lecha (jako Sternika – bo wyjątkowe talenty w tym kierunku wykazywał) i Míšy (żony Lecha – majtek nr 2).
Jak się do C2 spakowaliśmy do dziś pozostaje dla mnie zagadką (może dzięki małemu plecakowi Lecha). Dokąd wyruszyliśmy? Niestety nie pamiętam… Czy naszym portem wyjścia były Wilkasy, czy któraś z południowych przystani Giżycka? W każdym razie po zaokrętowaniu wypłynęliśmy na pierwsze halsy na Niegocin by dopłynąć do Kanału Niegocińskiego i po przejściu na Kisajno zacumować w przystani COK.

D02 02.07.

Po pierwszej jachtowej nocy wyszliśmy rano na Giżycko. Za cel obraliśmy twierdzę Boyen (oczywiście) przy okazji zwiedziwszy centrum i zabytek techniki w postaci obrotowego mostu. Po powrocie na naszą jednostkę pływającą wyruszyliśmy na północ w stronę Sztynortu, gdzie w tamtejszym porcie spędziliśmy kolejną noc.

D03 03.07.

Po porannym oporządzeniu i krótkim spacerze po Sztynorcie wypłynęliśmy dalej. Tak jak do tej pory prześladowała nas flauta, tak dziś do południa przywiało. I jak przywiało tak na skutek błędów w nawigacji wywiało nas w okolice mielizny na Darginie. Kiedy już się w sytuacji zorientowałem to oczywiście wiatr ucichł i znów ślimaczym tempem pożeglowaliśmy na północ do pierwotnego celu – na Święcajty. Zdecydowaliśmy się zacumować w marinie Wiking.




⇓ Mazury – rejs powrotny
⇐ Na szlaku Orlich Gniazd (Mirów-Bobolice) 2006
⇒ Wakacje w Jastarni 2006

Mirów – Bobolice

18.06.2006
0022 H011

Krótka niedzielna wycieczka w środek Jury Krakowsko-Częstochowiej. Celem były dwa bardzo interesujące ruiny Mirów i Bobolice. Od Mirowa Skalną Grzędą prowadzi czerwony szlak do Bobolic. W Bobolicach trafiliśmy na wstępny etap remontu, którego efektem jest w pełni odbudowany obiekt. Z powrotem drogą – wtedy jeszcze gruntową.

Mirów-Bobolice


⇐ Walentynki w Karkonoszach 2006
⇒ Szlak Wielkich Jezior Mazurskich 2006